Jakieś dwa lata temu pisałem o polskich mikrosamochodach. Tych prototypowych, które nigdy nie weszły do seryjnej produkcji ale też o tych które produkowano seryjnie i tylko dzięki idiotycznym decyzjom bezmózgich aparatczyków bolszewizmu nie doczekały się następców. Nie miały szansy stać się w swoich kolejnych wcieleniach, prawdziwymi, pełnowymiarowymi samochodami.
Dziś opowieść o Mikrusie MR300 ( opowieść na prośbę Joli Kopiczyńskiej z Texasu)
Był mały mały, ciasny, hałaśliwy i pożądany. Był przedmiotem pierwszych dowcipów o samochodach. Mówiono że najpierw go słychać a dopiero potem widać - odwrotnie niż samolot odrzutowy.
Niektórzy mówili na niego ODKURZACZ ze względu też na hałaśliwość. To Mikrus MR 300. Wzorowany na Googomobilu, mający skopiowany, praktycznie bez zmian, jego silnik i jedynie ładniejsze nadwozie.
Goggomobil - to on podobno był wzorem dla Mikrusa - Niepodobny.
Był dwudrzwiowym sedanem, małym kabrioletem lub pick-upem.
Z założenia miał być tanim, masowym, łatwo dostępnym autem. Ta jedna z nielicznych polskich konstrukcji samochodowych powstała nieco przypadkowo.
Pod koniec 1956 roku władze postanowiły wykorzystać moce produkcyjne zakładów lotniczych w Mielcu i Rzeszowie, dotychczas zajmujących się produkcją samolotów i motocykli.
Podczas Krajowej Narady Motoryzacyjnej na początku 1957 roku pokazano projekty mikrosamochodu, a 22 lipca zaprezentowano w Warszawie pierwsze prototypowe egzemplarze. Nowe auto otrzymało nazwę Mikrus MR-300 (MR od Mielec, Rzeszów). Pod koniec roku była gotowa pierwsza seria. Dodatkowo pokazano dwa mikrusy w wersji cabrio. (jeden z nich ocalał). Samochód miał kosztować około 30 procent więcej niż motocykl klasy Junaka 350.
Zainteresowanie Mikrusem było bardzo duże. Wysokie koszty wytwarzania (nie uruchomiono, niestety, produkcji wielkoseryjnej) nie pomogły stworzyć podwalin pod masową, indywidualną motoryzację. Wysoka cena auta nie pozwoliła na realizację tych ambitnych zamierzeń. Mikrus kosztował 50 tysięcy złotych, czyli około 50 średnich ówczesnych pensji. Warszawę M20 wyceniono wtedy na 120 tysięcy złotych. Zwiększenie poziomu produkcji do poziomu 30-40000 sztuk rocznie zdecydowanie wpłynęło by pozytywnie na obniżenie ceny. Przy takiej skali produkcji istniałyby również szanse na produkcję eksportową. Zainteresowanie było. Ci idioci z KC PZPR potrzebowali dolarów, marek, funtów i franków jak ryba wody a mimo to zmarnowali taką okazję - nie jedyną z resztą.Planowane było również małe Coupe. Często Mikrus miał dwukolorowe malowanie co było rzadkością w szarej powojennej Polsce.
Był wyprodukowany w ilości 1728 sztuk. Kosztował 50000 zł.
Zachowało się bardzo dużo Mikrusów w tym jedyny prototypowy MR 400 z nowym większym i o lepszych osiągach, silnikiem. Ten ostatni znajduje się w USA w kolekcji polskiego kolekcjonera. Znajduje się w wielu kolekcjach a czasami można go usłyszeć, sorry, zobaczyć gdy przemyka ulicami miast. Niestety jak to zwykle w Polsce bywało, produkcję zakończono w 1960 roku.
Legenda mówi że Mikrus wystawiony w Moskwie na targach tak bardzo spodobał się Moskwianom oraz radzieckim dziennikarzom że na głos zaczęli krytykować często brzydkie i niechlujnie wykonane radzieckie wyroby. Tego było za dużo dla tow. Chruszczowa no i produkcja Mikrusa szybko się skończyła.
Planowano uruchomienie produkcji Mikrusa z większym silnikiem o pojemności 400 cm3 oraz wieloma modernizacjami i ulepszeniami, dodatkami. Istnieje teoria, że Sowieci nie pozwolili na to, ponieważ najprawdopodobniej byłoby to w stanie konkurować z ukraińskim Zaporożec (który początkowo był napędzany czterosuwowym silnikiem 746 cm3 V4).
Interesujące jest zastanowienie się, jak docelowo wyglądałby „MR-400” (przypuszczalnie), biorąc pod uwagę, że Mikrus MR-300 był czymś, co można uznać za samochód nieco eksperymentalny i ważny dla polskiej historii motoryzacji. Jedyny egzemplarz z nowym, większym silnikiem, wizualnie nie różni się od modelu MR300.
Ciekawostką jest też to że Sowieci budując prototyp pierwszego Zaporożca używali Mikrusa MR300 w testach porównawczych.
Szanowni czytelnicy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz